Używamy Cookies w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Dalesze korzystanie z tego serwisu oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Dowiedz się więcej o naszej polityce prywatności

Zamknij
Dyrektor festiwalu Michał Merczyński oficjalnie otwiera mobilny teatr razem z Prezydentem Poznania Jackiem Jaśkowiakiem spektaklem Krystyny Jandy na Ratajach.
GaleriaDyrektor festiwalu Michał Merczyński oficjalnie otwiera mobilny teatr razem z Prezydentem Poznania Jackiem Jaśkowiakiem spektaklem Krystyny Jandy na Ratajach.

Po zakończeniu 30. edycji Malta Festival Poznań, dyrektor Michał Merczyński porozmawiał z Mike Urbaniakiem, dziennikarzem patrona medialnego festiwalu VOGUE POLSKA o podsumowaniu kilkumiesięcznej Malty.

Malta Festival Poznań 2020: Bardzo dziwne urodziny
 

Mike Urbaniak: To były udane urodziny?

Michał Merczyński: Udane, choć nie tak wyobrażaliśmy sobie naszą trzydziestkę. Ale nie ma co się obrażać na rzeczywistość, bo to jest najgorsze, tylko trzeba szukać takich rozwiązań, które są możliwe i jednocześnie nie powodują wyjścia z własnych butów. Dodam tylko, że tegoroczna Malta tak na dobre jeszcze się nie skończyła, nadal mamy parę planów.

Jakich?

W związku z tym, że to był dziwny, trochę szalony czas nieustannej zmiany i decydowania ad hoc, nie wydaliśmy naszego katalogu. Ale ukaże się wkrótce i będzie wzbogacony nie tylko o teksty jubileuszowe, lecz także o dokumentację tworzenia festiwalu w tak specyficznych warunkach. Skończymy też i pokażemy filmowy reportaż dokumentujący nasze spotkania, kłótnie, przekładanie, tworzenie programu w czasach pandemii. Trzecią kwestią jest multimedialny portal, nad którym pracujemy od roku. Maltoteka zgromadzi i udostępni wszystko to, co udało nam się pokazać przez 30 lat istnienia festiwalu.

Coś z tegorocznej edycji przełożono na później?

Tak, parę rzeczy chcemy pokazać w przyszłym roku i – mam nadzieję – w normalnych już warunkach. Zamówiliśmy je specjalnie na Maltę i szkoda nam było robić je w okrojonej wersji lub z nich w ogóle rezygnować. Jedną z nich jest koncert „Projekt Krynicki”, prawykonanie utworów trzech kompozytorów (Paweł Mykietyn, Paweł Szymański, Alek Nowak), skomponowanych do tekstów Ryszarda Krynickiego. Początkowo myśleliśmy o tym, by przenieść ten projekt na jesień, ale takiego koncertu z Sinfonią Varsovią nie można robić dla 300 osób. Został więc przeniesiony na przyszły rok. Nieraz warto cierpliwie poczekać.

Tegoroczna Malta sporo transmitowała w sieci, jak zresztą wszyscy. Ale też 20 tys. widzów osobiście wzięło udział w waszych wydarzeniach. Jak to się udało?

Dzięki koncepcji Malty kroczącej, wydarzeniom rozciągniętym w czasie i odbywającym się co dwa tygodnie. Dlaczego co dwa? Bo gdyby, nie daj Boże, ktoś się zaraził koronawirusem, znów musielibyśmy wszystko zmieniać i przekładać, a zachowując 14-dniowy odstęp, bo tyle trwa ewentualna kwarantanna, mogliśmy być w miarę pewni, że wszystko się uda.

Druga sprawa to wydarzenia na świeżym powietrzu i dostosowanie się do panującej wówczas sytuacji. Gdy Kasia Skóra, nasza księgowa, słusznie zauważyła, że „przecież całe życie toczy się teraz na balkonach”, natychmiast zdecydowaliśmy się to wykorzystać i ruszyliśmy w stronę blokowiska. Stworzyliśmy scenę na poznańskich Winogradach. Siedziało przed nią ok. 150 osób, ale o wiele więcej mogło oglądać spektakle ze swoich balkonów. Balkony stały się teatralnymi lożami!

Z których można było podziwiać choćby Krystynę Jandę.

Zaprosiliśmy panią Krystynę z jej nieśmiertelnym spektaklem „Shirley Valentine”, bo chcieliśmy dać widzom coś dla każdego. To było absolutnie niezwykłe. Pani Krystyna weszła na tę scenę i mówi: „Jak ja mam tu zagrać? Słońce praży, makijaż mi spłynie…”. Warunki – wiadomo – plenerowe. Ale potem były już tylko długie brawa i radość. Kilka dni później mówiła w wywiadzie, że było to jej pierwsze spotkanie z widzami w czasie pandemii i atmosfera okazała się po prostu wspaniała. I to jest właśnie ta magia teatru, to spotkanie z widzem. Nawet w początkowo niełatwych warunkach wytwarza się coś niezwykłego.

Nie tylko na tym spektaklu tak było.

Dwa tygodnie później zagraliśmy w tym samym miejscu „Turnus mija, a ja niczyja” Cezarego Tomaszewskiego specjalnie adaptowane na potrzeby wystawienia plenerowego. Strasznie tego dnia lało, wszyscy byli załamani i mieli dość. Przestało padać chyba pół godziny przed spektaklem. I nagle idą poznaniacy – idzie Pyrlandia z kurtkami przeciwdeszczowymi, parasolami i papierem, by wytrzeć mokre krzesła. Aktorzy bardzo się cieszyli, bo to także było ich pierwsze spotkanie z widzem od czasu wybuchu pandemii.

Czyli było warto?

Zawsze warto próbować, zawsze warto coś przełamywać, budować nowe sytuacje. Dzięki temu, że odkryliśmy na Winogradach dwuhektarową łąkę, mogliśmy stworzyć scenę dla naprawdę wielu ludzi, choć – oczywiście – wszystko wciąż było tylko namiastką festiwalu w porównaniu do tego, co działo się u nas rok temu.

Wyciągnęliście też pomocną dłoń do poznańskich artystów.

Odpowiedzieliśmy na ich apel, w którym przypominali o swoim trudnym położeniu w czasach COVID-u. Ekspresowo zorganizowaliśmy dla nich konkurs, przeznaczając ponad 70 tys. zł na honoraria. Rezultaty były bardzo ciekawe i obiecujące. Do tego stopnia, że kilka projektów zdecydowałem się rozwijać i zrealizować w przyszłym roku.

Dodam przy okazji, że Malta zawsze była otwarta na naszych lokalnych artystów. Generator Malta jest wręcz swego rodzaju twórczym laboratorium skierowanym szczególnie do młodych, poszukujących twórców.

PRZECZYTAJ CAŁOŚĆ ROZMOWY NA STRONIE VOGUE POLSKA